CZESŁAW KNOPP
Spod Stalingradu do Andersa
Powiedz mi więcej

'Spod Stalingradu do Andersa'

W mundurze obcym i Polskim.


Temat, który na tych stronach chcę poruszyć, do tej pory był raczej tematem tabu. Nikt o tym nie chciał pisać w obawie, że zostanie źle zrozumiany. Duża część naszego społeczeństwa uważała, że zachodnie dzielnice Polski były zniemczone. Dezerterzy z armii niemieckiej, którzy dołączyli do wojska polskiego, byli często źle widziani przez kolegów. Sytuacja pogorszyła się po przyjściu żołnierzy AK z obozów jenieckich. Ci, rozgoryczeni, w żaden sposób nie mogli się pogodzić z tym, że mogą mieć za towarzyszy broni tych, przeciwko którym sami walczyli. Potrzeba było wielu lat życia w cywilu, aby te animozje zmalały. Dzisiaj, kiedy wojenna emigracja jest na wymarciu, młodzi ludzie urodzeni po wojnie spostrzegli lukę w swych wiadomościach o życiu w Polsce podczas okupacji. Propaganda komunistyczna fałszowała fakty, być może z powodu aresztowań i wywózki byłych żołnierzy Wehrmachtu na zsyłki do Rosji. Z tych zesłanych niewielu wróciło do kraju. Zesłaniu podlegali w pierwszym rzędzie ci żołnierze, którzy służyli w wojsku polskim na Zachodzie.

Spotkałem się kilkakrotnie z wypowiedziami różnych pisarzy, w opinii których w dzielnicach wcielonych do Rzeszy nie było w ogóle Polaków. Do wszystkich grup należeli tylko Niemcy. Tymczasem sprawy wcale nie były tak proste. W październiku 1939 roku, Albert Forster, Gauleiter (wojewoda) Gdańska-Prus Zachodnich podzielił ludność Pomorza na cztery grupy. Pierwsza to rdzenni Niemcy i „Volksdeutsche”. Druga, lokalna ludność, pośrednia, nadająca się do zniemczenia, trzecia – rdzenni Polacy i czwarta – inteligencja polska, Cyganie i żydzi, przestępcy kryminalni, i umysłowo chorzy. Ta ostatnia grupa miała zostać natychmiast zlikwidowana. Do pierwszej grupy wpisywano zaraz od początku okupacji. Byli to Niemcy urodzeni lub mieszkający poza granicami Rzeszy, przyznający się do niemieckiego pochodzenia. Ci musieli składać podania o wpisanie do tej grupy i udowodnić pochodzenie niemieckie i aryjskie do trzeciego pokolenia wstecz. Wpisywano też i Polaków, którzy o to zabiegali, a wykazali się sympatiami proniemieckimi.

Przeszłość

Ponad sześćdziesiąt lat minęło od zakończenia drugiej wojny światowej, przeszły więc do przeszłości zbiorowe i indywidualne dramaty tamtych wydarzeń. O przebiegu i ofiarach wojny najmłodsze pokolenie dowiaduje się z encyklopedii i podręczników historii, bo rodzicom pozostały tylko mgliste obrazy. Uczestnicy wszystkich frontów tej wojny odeszli już do przeszłości. Odmeldowanych na wieczną wartę wspomina się czasem na uroczystych rocznicowych apelach. Tak zdecydowały ich metryki. Jednak pozostały po nich wspomnienia. Te ustne też rychło przejdą w niebyt, pozostaną te spisane i przekazane do społecznego obiegu.

Szczególną chęcią ocalenia od niepamięci kierował się Czesław Knopp, żołnierz tej wojny, jeden z niewielu żyjących jeszcze świadków frontowych zmagań. Jest to świadek jakby nietypowy, spoza szablonu, jeden z tych z odmiennym wojennym życiorysem człowieka z Pomorza. Podczas swoich bytności w Tczewie często odwiedzał redakcję naszego wydawnictwa [Kociewskiego Kantoru Edytorskiego]. Po opublikowaniu w „Kociewskim Magazynie Regionalnym” wspomnień o przedwojennym Tczewie, zwierzył się z tego, że ma zamiar spisać wspomnienia z czasów wojny. Ale nachodziły go wątpliwości: uczynić czy nie uczynić publiczny użytek ze swoich krętych, owych nietypowych losów? Warto czy nie warto wydać takie wspomnienia? Irytowała go nikła wiedza współczesnych na temat „pomorskich dróg”, często opacznie krzywdząco interpretowanych nawet przez historyków i polityków. Dlatego we Wstępie autora znalazło się sporo rzetelnych wyjaśnień: dlaczego Pomorzanie zostali wmanewrowani w polityczno–narodowościowy tygiel okupantów niemieckich, dla Pomorzan przygotowany z wyjątkowo wyrafinowanymi zamiarami.

Dlatego też Czesława Knoppa wojenna droga do wolności wiodła w niechcianym uniformie w czołgu przez Stalingrad, by zakończyć ją już w polskim mundurze zachodnich formacji, docelowo w Londynie. Autor jest w swoim opisywaniu bardzo dokładny, nawet przesadnie szczegółowy, pozwalający na podejrzenia o zmyślenia. Spotkać można w tym tekście obszerne fragmenty drobiazgowych opisów, denerwujące jednych, innych wielce satysfakcjonujące. Taka właśnie jest literatura wspomnieniowa — osobista, zezwalająca na użycie własnej formy wypowiedzi. U Knoppa wyłania się spisana gawęda, opowiedziana swoimi słowami wprost do słuchacza. W tego słuchacza musi się zamienić czytelnik. Autor w osnowę prawdziwych zdarzeń historycznych, wspartych często przytoczonymi dokumentami, informacjami prasowymi, wplata wątki osobistych przeżyć, wrażeń, tęsknot i niezadowoleń. Tym charakteryzuje się dobre pamiętnikarstwo, piśmienniczy dowód, uzupełniający wiedzę o czasach minionych. Dowód to tym bardziej cenny, gdy rzemilczenia oficjalnych opisywaczy dziejów spowodowały intelektualną pustkę. A przecież próbowano obejść prawdę o losach perfidnie eksterminowanych Pomorzan, a brytyjska Polonia początkowo niechętnie ujawniała obojętność zachodnich sojuszników wobec niedawnych polskich sprzymierzeńców. Książka Czesława Knoppa próbuje rozwiać wszelkie wątpliwości i doprecyzować historyczne półprawdy. Między innymi dlatego warto ją przeczytać. Wielu czytelnikom pomoże pewne fakty właściwie w głowach poukładać.

Z przeświadczeniem, że jest to dobra i potrzebna książka, zachęcam do jej lektury.


Biografia


Czesław Knopp urodził się 11 grudnia 1922 r. w Tczewie (woj. pomorskie). W 1939 r. ukończył czteroklasowe gimnazjum i uzyskał świadectwo małej matury. Dekretem Adolfa Hitlera z 8 października tegoż roku województwo pomorskie zostało wcielone do Niemiec i znalazło się w Okręgu Rzeszy Gdańsk-Prusy Zachodnie. Elity polskie zamieszkujące niemieckie "ziemie odzyskane" skazane zostały na eksterminację. Tylko do końca 1939 r. w tzw. "korytarzu" okupant planowo wymordował ok. 40 tys. osób. Narastającą atmosferę grozy potęgowała bliskość obozu koncentracyjnego Stutthof pod Gdańskiem, do którego można było trafić m. in. za mówienie na ulicy po polsku. Tego rodzaju restrykcje nie obowiązywały nawet w Generalnym Gubernatorstwie.

Jako Polak, autor wspomnień nie miał prawa do dalszej nauki. Aby nie zostać uznanym za "element aspołeczny", co groziło zsyłką do obozu, zgłosił się do pracy i znalazł zatrudnienie jako robotnik m. in. przy odbudowie mostów przez Wisłę, wysadzonych 1 września 1939 r. przez polskich saperów.

W marcu 1942 r. został pod przymusem wpisany na volkslistę i zaliczony do trzeciej grupy ludności "wniemczonej" (Eingedeutsch). Dwa miesiące później powołano go do służby wojskowej w Wehrmachcie. Po przeszkoleniu we Francji otrzymał przydział do 7. Dywizji Pancernej gen. Rommla jako kierowca czołgu i został wysłany pod Stalingrad. Na froncie wschodnim pozostał aż do ofensywy styczniowej, podczas której został ranny. Po wyleczeniu odesłano go do Włoch, gdzie dobrowolnie oddał się w niewolę amerykańską i zgłosił do armii polskiej. Skierowano go do Drugiego Korpusu z natychmiastowym przydziałem do Pułku 4. Pancernego.

W kwietniu 1946 r., po zdemobilizowaniu Polskich Sił Zbrojnych, został ewakuowany do Wielkiej Brytanii, gdzie pozostał na stałe. W Anglii zdał maturę techniczną i uzyskał zawód technika-elektryka. Zapisał się na Polish University College, a później na Uniwersytet Londyński. Ze względów finansowych i rodzinnych przerwał studia, kontynuując naukę na kursach wieczorowych, pracując jednocześnie jako projektant w firmach produkujących sprzęt elektroniczny.

Książka

Co mówią ....

"Mit "Dziadka w Wehrmachcie" silnie uderzył w pamięć Pomorzaków i Ślązaków, którzy w czas wojny trafiali do niemieckiej armii z poboru. Niewiedza o skali ich dezercji z tej armii bolała podwójnie, bo przecież w końcowej części wojny, to oni byli główną ludzką strugą, zasilającą Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie. Jest szansa, by o tych czasach i tych dylematach dowiedzieć się więcej".

Niedouczonym politykom polecam wspomnienia Czesława Knoppa Spod Stalingradu do Andersa. W mundurze obcym i polskim. Choć i tak nie wierzę, że po nie sięgną. Przeczytać tę książkę mogą za to rozliczni ludzie, którym historia rodziny Knoppów z Tczewa rozjaśni przypadek opisany jednostkowo, ale pokazujący rownież szereg innych życiorysów, głównie mieszkańców przedwojennego "korytarza pomorskiego". Ludzi, którzy cierpieli po wielokroć za znalezienie się w złym miejscu w nieodpowiednim czasie. I nie tylko żołnierzy, bo Czesław Knopp opowiada też czas, zanim trafił do wojska i przypomina liczne rozdziny polskie, rozsiane po drodze jego wojennej wędrówki. Mamy więc bardzo plastyczny, szczegółowy nad wyraz obraz wciągania na Volkslistę, próby błyskawicznego zniemczenia ludności Pomorza. Lub unicestwienia. Symbolem oporu było uwięzienie w niemieckim obozie koncentracyjnym w Stutthofie lub śmierć w lasach w okolicach Piaśnicy i Szpęgawska. Knopp też, po ukończeniu 18 lat, jak sam określa, "podpisał cyrograf" i odebrał skierowanie do wojska: "Czuliśmy się nie tylko upokorzeni i poniżeni, ale też psychicznie zgwałceni."

Tomasz Gliniecki.




£13.99
Wysyłane w Wielkiej Brytanii
Buy Now

Cards Accepted
£17.50
Wysyłane do Europy
Buy Now
£19.50
W tym opłata pocztowa USA/Kanada i reszta świata
Buy Now